filmy porno - dupy.me

DUPY.ME

Najlepsze dupy w sieci - xxx bez cenzury.

REKLAMA:
Polskie porno Rodzinne porno porno mamuśki gej porno porno České filmy porno

Bieszczadzka jesień

Piekna i ciepła Bieszczadzka jesien. Była prawie połowa września, sezon turystyczny powoli sie konczył. Konczyło sie też lato, żegnając ostatnich turystów tym, co miało najpiekniejszego – jasnymi promieniami słonca leniwie przechodzącymi przez złote i purpurowe liPcie drzew. Nieliczni już turyPci korzystali z każdej chwili, żeby cieszyć oczy tym widokiem. Noce przychodziły coraz szybciej i były coraz chłodniejsze. Z każdym wieczorem tradycyjne wspólne spotkania przy ognisku na bazach namiotowych i campingach stawały sie coraz krótsze, uczestniczyło w nich coraz mniej osób. Na pole namiotowe, na którym przebywałem już od kilku dni, nie docierały już grupy, ale pojedynczy turyPci. To był jeden z takich spokojnych dni. Postanowiłem ruszyć sie z bazy namiotowej na spacer po okolicznych szlakach. Nie musiałem zabierać nawet mapy i kompasu, obmyśliłem trase, spakowałem sie i wyruszyłem. Miałem zamiar zatoczyć koło i późnym popołudniem dotrzeć z powrotem na baze. Przeszedłem już wiekszość drogi, kiedy zobaczyłem kogoś na szlaku. Z daleka jedynie było widać że jej rzeczy leżały w nieładzie dookoła. Nie jest to typowa sytuacja, wiec przyśpieszyłem kroku. Kiedy sie zbli?yłem, zobaczyłem chłopaka o dzieciecych rysach twarzy, czarnych krótkich włosach, opalonej gładkiej cerze, potwornie zabłoconego i przyciskającego sobie koszulke do nogi. Zastanawiałem sie, co sie stało. - Cześć potrzebujesz pomocy? Co sie stało? – spytałem. Zawsze, o ile to było możliwe, starałem sie pomóc. - Wstyd przyznać, potknąłem sie i zleciałem – wskazał głową na dość ostre podejście. Spojrzałem w tamtym kierunku. - Ladny kawałek drogi. Nic sobie nie złamałeP? - Nie wiem, chyba że noge. - Pozwolisz, że obejrze? Co nieco znam sie na tym. Po uzyskaniu zgody szybko zająłem sie ogledzinami. - Nie wygląda na złamanie, raczej stłuczenie. Martwi mnie raczej ta szrama. Nie trzeba bedzie szyć, ale na pewno trzeba jakoś to zabezpieczyć. Zacząłem wyciągać apteczke przebierając wśród rzeczy w plecaku. - Zawsze to wszystko ze sobą nosisz? – zaśyta zdziwiony - Tak, mam takie zasady. Do tej pory cześciej to wszystko przydawało sie raczej innym turystom, których spotkał jakiś pech. - Właśnie widze – stwierdził kwaPno – Nawet nie zaśytałem cie o imie. - Jestem Krzysiek - A ja Marcin – uPcisneliśmy sobie rece, a ja miałem wreszcie okazje popatrzeć mu z bliska w oczy. Mówi sie, że oczy są oknami duszy. Ja w to wierze. Marcin miał ciemne, brązowe oczy, ale bił z nich jakiś smutek. Coś we mnie drgneło. Zakładając opatrunek zastanawiałem sie, czy dr?ą mi rece. Starałem sie skupić na tym, co robiłem. - No, skonczyłem. Sam nigdzie nie dojdziesz, na szczeście pole namiotowe już jest blisko. Może spodoba ci sie, jest tam kilkoro fajnych ludzi. Doprowadzimy cie jeszcze do ludzkiego wyglądu – powiedziałem podjąć mu butelke z wodą i wskazując na twarz – pozbieramy rzeczy i idziemy. Ja biore twój plecak. - Nie wiem jak ci dziekować...- zaczął Marcin. Przerwałem szybko: - Podziekujesz, jak już wszystko bedzie dobrze. Początkowo Marcin korzystał z mojego ramienia, żeby sie podeprzeć. Później znaleźliśmy kij, który zgrabnie udawał kule. Tak z kilkoma postojami dotarliśmy na miejsce. Powitał nas stały skład – opiekunowie bazy – Paweł ze swoją dziewczyną Anią, oraz siostry Pawła – Agnieszka i Marta. Marcin został oficjalnie przywitany kubkiem gorącej miety i trafił pod opieke dziewczyn. Ja w kilku słowach opisałem co i gdzie sie stało. - No to, bracie miałeP dużo szcześcia, raz że nic sie nie stało, dwa, że trafiłeś na KrzyPka. Sam byś tutaj nie dotarł przed późną nocą. Poza tym trafiłeś na osobe o sporym pojeciu o medycynie. - No bez przesady – zaoponowałem – wiem za to, że Marcin zostanie tu kilka dni. - Tak jest, doktorku! – Paweł, jak zwykle niepoważny stanął na baczność i zasalutował. Oprócz kierownictwa na bazie było kilkoro stałych bywalców. Wszyscy zajmowali, duże namioty, należące do klubu prowadzącego to pole namiotowe. Pierwszy zajmowała piecioosobowa grupa z Wrocławia, drugi Jola i Ania ze Szczecina, Kasia z Warszawy, Bartek z Katowic i ja, trzeci namiot stał pusty. Wieczorem mieliśmy pożegnać grupe z Wrocławia. Wszyscy zdawali sobie sprawe, że bez nich stanie sie straszliwie pusto, ale staraliśmy sie żeby było jak najsympatyczniej. Troche grałem na gitarze, mimo oporów i braków umiejetności. Wszyscy Ppiewali, było bardzo fajnie, niestety sympatyczny nastrój trwał krótko. Wrocławianie musieli wczePnie wstać, wiec opuPcili nas już po dziesiątej. Dobry humor odszedł wraz z nimi. można było sie spodziewać, że reszta osób też szybko pójdzie spać. Tak też sie stało. Zostaliśmy z Marcinem sami. Nie chciało mi sie spać, wiec nadal usiłowałem grać, głównie ballady – pasowały i do mojej natury i do nastroju tego wieczora. - Nie jesteś jeszcze zmeczony? - zaśytałem - Chciałbym jeszcze posiedzieć, lubie ogniska. Graj dalej nie przerywaj. - Dobra, zagram co specjalnie dla ciebie – i zagrałem „Przewróciło sie” Elektrycznych Gitar - No prosze, poczucie humoru - to już lepiej zagraj jakąś ballade. - Lubisz ballady? Ja też, znam ich kilka. Zacząłem grać ulubioną – Połoniny Niebieskie, cicho Ppiewając. Ku memu zaskoczeniu Marcin dołączył sie do Ppiewu. Jego dźwieczny głos świetnie współgrał z moim cichym, miekkim głosem. Zagrałem jeszcze kilka innych ballad. - No, moglibyśmy zakładać duet muzyczny – rozePmiałem sie - Tak, jasne, ja i Ppiewanie. - No, nie bądź taki dla siebie surowy. Głos masz silny, musisz sie tylko bardziej otworzyć. Marcin spojrzał zagadkowo. Nie skupiałem sie na tym. Ognisko przygasało, dorzuciłem ostatnie gałązki. Iskry radośnie skoczyły w góre. Patrzyliśmy przez chwile jak unoszą sie do góry, coraz wolniej i znikają gdzieś miedzy gwiazdami. Robiło sie coraz chłodniej. Usiadłem obok Marcina. - Chciałem ci jeszcze raz podziekować – zaczął. - Nie ma sprawy. Umiałem to pomogłem. Przypadek jedynie sprawił, że przechodziłem obok. Zresztą każdy by ci pomógł. Zaczeliśmy gadać o tym i owym, przeskakiwaliśmy z tematu na temat. Okazało sie, że lubimy podobne filmy, typ literatury, choć nie zgadzamy sie co do gustów muzycznych. Jedno nas na pewno łączyło, zrozumienie dla innych ludzi. Z poważnych tematów przeszliśmy na anegdoty, zabawne sytuacje życiowe. Czułem, że znaleźliśmy wspólny jezyk. - Fajnie sie gada, ale robi sie późno. Posiedzimy troche, aż ognisko sie dopali i idziemy spać - stwierdziłem. - Szkoda, jeszcze troche bym posiedział. - Swoją drogą, gdzie przydzielił cie Paweł? - Do wolnego namiotu. - Może lepiej przeniesiesz sie do nas? Nie powinieneś pozostawać bez kontroli. W sumie nieźle sie dziś potłukłeP. Marcin zastanawiał sie przez chwile, jakby walczył ze sobą - Nie chce sie wpraszać. Jeśli chcesz, to już lepiej ty wprowadź sie do mnie. Tak bedzie łatwiej. - Serio mówisz? - Tak. Chyba sie mnie nie boisz? - Może i zrobie jak mówisz? Pogadamy jeszcze troche, a do tego reszta towarzystwa odpocznie troche ode mnie. Mam nadzieje że nie chrapiesz, no przynajmniej nie głośniej ode mnie – zaśmiałem sie. - Nie, jedynie gadam przez sen, ewentualnie moge chodzić – Pmiał sie Marcin. Siedzieliśmy blisko patrząc na coraz mniejszy ogien. Kiedy odwróciłem głowe, żeby coś powiedzieć, Marcin szybko uciekł wzrokiem w inną strone. Przypatrywał mi sie? Uśmiechnąłem sie. - To gasimy i spać. Każdy z nas rozszedł sie do swojego namiotu. Szybko spakowałem sie, zabrałem Ppiwór. Marcin leżał już ukryty do połowy w Ppiworze. Szybko położyłem sie obok - Ale zimno, daj koce, nakryjemy sie porządnie. Rozmawialiśmy jeszcze troche, ale zmeczenie w koncu zmogło Marcina. Zasnął, a ja leżałem jeszcze długo, zastanawiając sie, że nie ma nic bardziej pewnego od przypadku i że tylko ten sprawił, że leże koło tego właśnie chłopaka. W koncu udało mi sie usnąć. Obudziłem sie wczePnie rano. Patrzyłem na twarz Ppiącego obok Marcina. Był taki cichy i piekny. Powoli zaczął sie budzić. - Cześć, jak sie dzisiaj czujesz? – zaśytałem - Całkiem nieźle – odpowiedział Marcin, przeciągnął sie. – Zobaczymy dalej. Wstajemy? - Może jeszcze nie, nie chce mi sie. Usłyszeliśmy zbliżające sie kroki. - Wstawajcie gołąbeczki – to był głos jak zwykle rozbawionego Piotra - Już wstajemy – krzyknąłem, a do Marcina powiedziałem: - Idziemy pożegnać odchodzących. Tak zrobiliśmy. Pożegnanie było bardzo krótkie, a później nastała cisza. Po Pniadaniu zająłem sie zmianą opatrunku. Okłady pomogły, skaleczenie było czyste, opuchlizna zeszła. Przyszedł czas na lenistwo. Pokładliśmy sie wszyscy na trawie, ciesząc sie piekną pogodą. Czas mijał szybko wśród pogaduszek. - Wiesz Marcin – zaczeła żartobliwie Jola – zabrałeP nam KrzyPka. Przez ciebie jesteśmy smutne. Jak mogłeP? - Nie przejmuj sie, to niepoważne dziewczyny są – odparłem szybko. - Teraz możecie obaj przenieść z powrotem – przerwała Kasia – wieczorem wyje?d?am. Okrzyki oburzenia i namowy nic nie dały. Opuszczała nas kolejna, miła osoba. - Odprowadze Kasie do autobusu, a przy okazji zrobie zakupy. Kto co zamawia? Zebrałem liste, przygotowałem plecak. Droga była nam dobrze znana, szliśmy szybko, dużo rozmawialiśmy. Posiedziałem z Kasią aż do przyjazdu autobusu, pożegnaliśmy sie, wymieniliśmy adresy. Kiedy wracałem, miałem czas pomyśleć spokojnie. Myślałem o tym, że Marcin tak bardzo mnie pociąga, a zarazem, że nie chce za bardzo zbliżyć sie do niego. Po ostatnim, niedawnym rozczarowaniu z byłą dziewczyną nie chce ponownie bólu. A może jednak spróbować? Niestety nie znalazłem odpowiedzi. Kiedy dotarłem na baze zbliżała sie wieczór. Zastałem takie samo rozleniwienie, jakie zostawiłem wychodząc. - Jestem! – krzyknąłem – kupiłem wszystko. Jak sie bawiliPcie? - Nieźle, gadaliśmy sobie. - Ach, byłbym zapomniał. Co powiecie na troche słodyczy? – wyciągnąłem torebke cukierków. Wszyscy z ochotą rzucili sie do pałaszowania słodkoPci. - Wiesz coś – słodką uczte przerwał na chwile Paweł. - Teraz, kiedy są dwa wolne miejsca w namiocie Ani, Joli i Bartka, możecie przenieść sie do nich. - właściwie, to walałbym dostosować sie do tego, co powie Marcin. Troche sie zaprzyjaźniliśmy. - Wolałbym, żeby zostało tak, jak jest - odpowiedział Marcin, a moja dusza Ppiewała słysząc te słowa. Lenistwo tak wszystkich wyczerpało, że nikomu nie chciało sie nawet rozpalać ogniska. Siedzieliśmy krótko i rozeszliśmy sie do namiotów. Znów leżeliśmy obok siebie. - Jak sie bawiłeP? Nie zanudzili cie? - Nie. Poznałem wszystkich lepiej. Dużo gadaliśmy. O tobie też opowiadali. - O! Ciekawe coś - Z tego co opowiadali, lubią cie, ale zarazem mówią, że jesteś oryginał. Opowiadali też o jakiejś dziewczynie. - No tak. Lepiej bedzie jak sam o tym opowiem. Przed przyjazdem tutaj spotykałem sie z dziewczyną, która najpierw dała mi nadzieje na związek, a później wróciła do byłego chłopaka. Powiedziała, że szuka czegoś innego, ale możemy być „świetnymi przyjaciółmi” -zaśmiałem sie - Tak jest lepiej dla wszystkich. Może bedą szczePliwsi. Mam na razie niecheć do jakichkolwiek związków. Jak dla mnie to koniec z dziewczynami. - Nie wiesz o czym mówisz. Znajdziesz jeszcze kogoś. Masz pozytywne cechy, potrafisz traktować ludzi indywidualnie. - Pozytywy? Co do traktowania ludzi – ludzie jakoś lubią sie przede mną otwierać. Może wiedzą, że wysłucham ich z uwagą, wczuje sie w to co słucham, postaram pomóc. Niektóre osoby łatwiej jest traktować specjalnie. Marcin spojrzał na mnie badawczo. - Dość o mnie, może opowiesz, jak ty tutaj trafiłeś? – zmieniłem temat - Wyruszyłem w Bieszczady z trójką znajomych – zaczął po chwili milczenia. – Niestety musieliśmy sie rozstać. Dowiedzieli sie czegoś o mnie, co im sie nie spodobało. - Kiepscy to byli znajomi, mało lojalni. Przyjaciół, których masz zachowaj w pamieci, pozostaną w twoim sercu nadzieją twardą jak stal. – wyrecytowałem. – Zawsze starałem sie tego trzymać, cokolwiek sie dowiedzieli nie powinni cie opuszczać, ale raczej pomóc. - Byłem po prosu inny niż myśleli. To nie ja sie zmieniłem, tylko oni. - Chcesz o tym opowiedzieć ? MyPlał przez chwile, oddychając cieżko. - Nie wiem jak zareagujesz. - Wypróbuj mnie. Co nieco już mnie poznałeP, można powiedzieć, że sie zaprzyjaźniliśmy. Moge jedynie obiecać, że postaram sie zrozumieć. Chwila ciszy. - Powiedziałem im, że jestem gejem. Zatkało mnie. Czasem człowiek ma takie uczucie, że Pni na jawie. To była właśnie taka chwila. Tylko w marzeniach wyobrażałem sobie taką sytuacje, ale kiedy przyszła, nie mogłem wydobyć głosu. - Nic nie powiesz? – Marcin wydawał sie być zirytowany brakiem widocznej reakcji - Powiem tylko tyle, ze miałem taką nadzieje. - Słucham? – tym razem to ja zaskoczyłem Marcina. - Widzisz, musze coś przyznać. Ja właściwie też interesuje sie chłopcami. - Ty? Kiedy usłyszałem o tej dziewczynie, to myślałem.... Przerwałem mu - To nie zmienia faktu, że podobają mi sie też chłopcy. Co wiecej TY mi sie spodobałeP i to już od pierwszego spotkania na szlaku. Nie wiesz nawet z jaką radością przenosiłem sie do twojego namiotu. Tyle, że po ostatnich doświadczeniach z dziewczyną, nie widze siebie w ?adnym związku. Mam nadzieje, że to rozumiesz? - Miałem jedynie nadzieje, że zaakceptujesz mnie, ale nie spodziewałem sie takiego obrotu sprawy. Bardzo cie polubiłem, okazałeP mi wiele serca. zaprzyjaźniliśmy sie, co wiecej podobasz mi sie. Czy w tej sytuacji moglibyśmy być razem? - właściwie chce tego, ale musze pozbyć sie wątpliwości. Obaj musimy chyba o tym pomyśleć. Porozmawiamy jutro. Marcin ujął moją dłon, położył sobie na sercu - MyPl sercem – szepnął – tylko wtedy podejmiesz dobrą decyzje. Z oporem zabrałem reke. Obu nam trudno było zasnąć. Zastanawiałem sie – czego sie boje? Kolejnego rozczarowania, tego co inni powiedzą? Przecież tak naprawde chce tego, musze mu tylko zaufać, ale przede wszystkim zaufać sobie. OlPniło mnie. Już wiedziałem co powiem rano. Uspokojony zasnąłem. Tym razem to Marcin wstał sie pierwszy. Kiedy sie obudziłem leżał obok przyglądając mi sie uważnie. Wyglądał na bardzo zaniepokojonego. - Witam - powiedziałem przeciągając sie. – Długo tak siedzisz? - Niedługo. Jak tam decyzja? Nie moge sie doczekać. Myślisz, że coś z tego bedzie? - Niczego wiecej nie pragne – odpowiedziałem patrząc w te oczy, które tak bardzo mnie urzekły. – Już nie mam wątpliwości. Pochylił sie do mnie, pocałował delikatnie - Ciesze sie, naprawde. Wolałem nie myśleć o innej odpowiedzi. Położyłem mu palec na ustach. - Nie martw sie. I nic nie mów. Zjechałem reką po jego ramieniu, piersi na brzuch. Objąłem w talii. Całowaliśmy sie, a rece krążyły po naszych ciałach. Było tak wspaniale. Nie liczyło sie nic co dzieje dookoła. SzczePliwi leżeliśmy wtuleni w siebie. - Chyba poczułem sie wreszcie wolny – stwierdziłem. - ZmieniłeP mnie. - Chyba? Hmm. Popracujemy nad tym „chyba”. Mam nadzieje, że nadal bedziesz sie mną opiekował doktorku. - Możesz być tego pewien. Spedziliśmy ze sobą cały dzien ciesząc sie jak dzieci. Nic nie obchodziły nas zdziwione spojrzenia, czy szepty za plecami. Byliśmy razem, było nam dobrze, wiedzieliśmy, że możemy na siebie liczyć. Przed wieczorem poszliśmy nawet na krótki spacer. Kiedy wróciliśmy, wszyscy siedzieli już przy ognisku. - O jesteście! Czekaliśmy na was. – stwierdził Paweł, tym razem z bardzo poważną miną. Nie był to typowy dla niego stan, troche sie zaniepokoiłem. Spojrzałem na Marcina, ten wzruszył ramionami równie zdziwiony. Usiedliśmy. - Wiecie, rozmawialiśmy o was. Widzimy co sie dzieje i nie tylko nie przeszkadza nam to, ale nawet cieszymy sie z waszego szcześcia. - Naprawde tak myślicie? Czy to byłby dla was duży szok? - Szok tak, ale coś kroiło sie już od początku – powiedział Paweł. Czy można było oczekiwać wiekszego zrozumienia od grupy obcych ludzi? Chyba nie. Coś zcisnęło mnie w gardle. - Dziekuje, nie wiecie jak wiele to dla nas znaczy. A do Marcina powiedziałem: - A nie mówiłem ci, że to wyjątkowi ludzie? - MiałeP całkowitą racje. Atmosfera rozładowała sie jak po burzy. Reszte wieczoru spedziliśmy wśród śmiechu i rozmów. Z Marcinem spedziliśmy jeszcze 2 tygodnie. Jeszcze nie raz miałem okazje zagrać tylko dla niego. W koncu przyszedł czas pożegnan, ale nie dla nas. Spotykaliśmy sie kiedy tylko był wolny czas. Czekamy ma kolejne lato i wspólny tym razem wyjazd.

Dodaj Komentarz

Komentarze

Bądź pierwszym który skomentuje.
RSS